W przygotowaniu do Pierwszej Komunii Świętej przyjmujemy zasadę comiesięcznych spotkań w parafii dla dzieci i ich rodziców. Mogą one być połączone z nabożeństwami w kościele, w czasie których dzieci otrzymują:
W ten sposób dzieci są wprowadzane w rok liturgiczny, modlitwę i sakramenty. Wskazanym jest, aby w prowadzenie tych spotkań włączeni byli wszyscy odpowiedzialni za przygotowanie dzieci do pełnego uczestnictwa w Eucharystii. A zatem katechezy te powinni prowadzić duszpasterze odpowiedzialni za przygotowanie do Pierwszej Komunii Świętej w ścisłej współpracy z katechetą uczącym dzieci w szkole.
Podstawowym miejscem tych spotkań jest parafia zamieszkania rodziców dziecka. Jeżeli Pierwsza Komunia Święta ma mieć miejsce w kościołach nieparafialnych, musi tam być prowadzone całoroczne przygotowanie dla dzieci i ich rodziców, takie, jakie prowadzą parafie.
Katecheci uczący dzieci pierwszokomunijne z różnych parafii powinni rzetelnie informować rodziców o zasadach regulujących przygotowanie do Pierwszej Komunii Świętej, a zwłaszcza o zasadzie: „katecheza w szkole a przygotowanie do sakramentów w parafii zamieszkania dziecka”. Niemniej, księża proboszczowie proszeni są o wykazanie dużego zrozumienia dla rodziców pragnących, aby ich dzieci szły do Komunii Świętej wraz z całą klasą. Znając rodziców dzieci jako należących do parafii, księża proboszczowie wyrażają wówczas zgodę, by dziecko przystąpiło do Pierwszej Komunii świętej w parafii innej, niż parafia zamieszkania.
Doprowadzenie dziecka do Pierwszej Komunii Świętej domaga się dalszego wtajemniczenia w życie eucharystyczne. Służy temu:
Tematy te winny być podejmowane w katechezach w klasie czwartej szkoły podstawowej. Należy także pamiętać o przygotowaniu dziecka i jego rodziny do przeżywania rocznicy Pierwszej Komunii Świętej.
Zaleca się, aby w realizacji w/w zadań korzystać z materiałów przygotowanych w tym celu dla naszej archidiecezji, które tworzą zestaw pt: Pierwsza Komunia Święta wielkim świętem rodziny.
Gdy byłem dzieckiem, nie chciałem chodzić na religię. Prawdę rzekłszy nie pamiętam, jaki był tego powód. Tak jednak było. Nie chciałem i już. I nie chodziłem. Moi rodzice nie zmuszali mnie do tego. Po pewnym czasie sam oznajmiłem im, że chcę przystąpić do pierwszej komunii. Przystąpiłem w efekcie rok później niż moi koledzy. Świat się od tego nie zawalił, rodzina się nie odwróciła, koledzy mi nie dokuczali, grom mnie ani rodziców nie poraził. Przystąpiłem do pierwszej komunii wtedy, gdy sam poczułem taką wolę. Oczywiście, Konstytucja RP gwarantuje rodzicom prawo do wychowania dziecka zgodnie ze swoimi przekonaniami. Równocześnie jednak ta sama konstytucja gwarantuje każdemu prawo do wolności wyznania i sumienia, a Konwencja o prawach dziecka, doprecyzowuje, że prawo to dotyczy również dzieci. Nie chodzi jednak o żonglowanie przepisami i przerzucanie się normami prawnymi. Z przymusu w sprawach wiary nic dobrego nie wyniknie. Możemy zachęcać, zwłaszcza własnym przykładem, ale wymuszać niczego nie warto. Długofalowo przymus da efekt w postaci buntu. Jeśli nie od razu, to za kilka lat.
Kiedyś w trakcie mszy dla dzieci odprawiający ją proboszcz podchodził do dzieci z mikrofonem i zadawał im różne pytania. Było miło i sympatycznie. Pewną dziewczynkę spytał: „A ty odmawiasz wieczorem paciorek z tatą?”, na co dziewczynka wypaliła do mikrofonu: „Nie, bo tata mówi, że nie ma czasu na takie pierdoły”. Po chwili niezręcznej ciszy wszyscy w kościele wybuchnęli śmiechem. Wszyscy poza rodzicami dziewczynki, którzy zapewne najchętniej zapadliby się w tym momencie pod ziemię.
Chodzenie do kościoła, udział w sakramentach nie są przymusowe. Jeśli nie jesteś osobą religijną, masz do tego przecież pełne prawo. To Twój wybór. Dzieci wychowuje się jednak przede wszystkim własnym przykładem. Jeśli rodzice nie są religijni, to zmuszanie dziecka do religijności nie ma większego sensu. Dzieci są wszak mądre i spostrzegawcze. Dostrzegą niespójność takiego postępowania.
Posyłanie dziecka do pierwszej komunii na zasadzie „bo tak wypada”, czy „no, bo co powie rodzina?” jest po prostu hipokryzją. Skoro mamy jakieś przekonania, np. takie właśnie, że nie chcemy być religijni, to miejmy odwagę być w tym konsekwentnymi.
Wspomniany wcześniej ksiądz w swojej parafii pierwszą komunię organizował w czwartki, dzieci przychodziły w strojach szkolnych, a rodzice proszeni byli o niedawanie prezentów.
Dlaczego ten ważny dla dzieci moment zaplanowany był na czwartek, a nie na niedzielę? Bo w piątek idzie się do pracy. Dzieci mogły więc skupić się na samej uroczystości, a rodzice nie mieli jak zorganizować hucznej imprezy rodzinnej. Jakże często pierwszej komunii towarzyszy przecież wielkie rodzinne przyjęcie, niejednokrotnie konkurujące rozmachem z rodzinnymi weselami. Konkurencja dotyczy też często ilości spożytego przez dorosłych w trakcie przyjęcia alkoholu. Zjeżdżają się babcie, dziadkowie, ciocie, wujkowie, kuzynki i kuzynowie, których spotykamy tylko przy okazji takich imprez, wielu z nich na co dzień unikamy ze względu na rodzinne animozje. Nieraz podczas przyjęcia animozje te zresztą wychodzą na nowo i dochodzi do kłótni przy stole. A wujek Zdzisiek wypije za dużo i opowiada sprośne kawały. Wszyscy zapominają nie tylko o okazji, dla której się zebrali, ale i o dziecku, które przy stole głównie zawadza dorosłym.
Od lat mówi się dużo o komunijnych rewiach mody. Szaleństwo z tym związane doszło już do tego, że niektórzy rodzice fundują swoim dzieciom operacje plastyczne korygujące odstające uszy albo krzywy nosek. Pół rodziny wybiera sukienkę, która z roku na rok coraz bardziej upodobania się albo do sukni ślubnej albo do stroju księżniczki z bajek Disneya. Dziewczynki, które na co dzień jeszcze się nie malują, spędzają godziny u fryzjera, kosmetyczki, wizażystki, itd. Pomijając to, że wprowadza to zamęt w głowie dziecka, bo nagle dzieje się coś, czego na ogół rodzice zabraniają, to cały ten galimatias skutecznie odwraca uwagę od tego, po co idzie się do kościoła. Dzieci rywalizują, kto ma lepszy garnitur, lepszą sukienkę i z większym fasonem, lepszym autem, zajeżdża pod kościół.
Sakrament komunii to przeżycie religijne, a nie rewia mody albo okazja do błyśnięcia przed rodziną czy rywalizacji z sąsiadami.
To smutne, że problem prezentów stał się jednym z kluczowych zagadnień związanych z przystępowaniem dziecka do pierwszej komunii. Zrobiła się z tego spirala niczym wyścig zbrojeń. Kto da droższy i bardziej okazały prezent? Kto więcej włoży do koperty? Czy impreza się zwróci? Laptop, smartfon, tablet, quad, koperta, lokata… Cóż, ja jestem z tego pokolenia, które z tej okazji dostawało łańcuszek i medalik lub krzyżyk, a radziecki zegarek Rakieta od dziadka był szczytem rozpasania.
Źródło: www.madrzy-rodzice.pl